Bogusławski Stanisław (posesor)
Stanisław Ścibor-Bogusławski herbu Ostoja (ur. ?, zm. ok. 1730) – ziemianin, dziedzic części Rososzycy koło Kalisza. Posiadał tytułem zastawu dobra Witów oraz części w Wojsławicach.
Stanisław Bogusławski był synem Marianny z Rosowskich h. Korab, dziedziczki części Rososzycy i Marcina Bogusławskiego, dziedzica Wrzeszczewic. Jego dziadkami po mieczu byli Katarzyna z Rościerskich h. Rola i Marcin Bogusławski, a po kądzieli Anna z Pstrokońskich h. Budzisz i Filip Rosowski. Bogusławski był bratem rodzonym Marianny Zabłockiej, Stefana i Andrzeja Bogusławskiego, instygatora Trybunału Koronnego, regenta grodzkiego sieradzkiego oraz komornika granicznego łęczyckiego. Jego stryjem był ks. kan. prałat Stanisław Ścibor-Bogusławski, kanclerz kardynała M. S. Radziejowskiego.
W księgach grodzkich sieradzkich zachował się opis pojedynku jaki stoczył Stanisław Bogusławski z właścicielem Burzenina. Historia ta jest następująca - w końcu stycznia 1725 roku 30 wozów wyładowanych sianem podążało z dóbr Świerczów do Witowa. Transport nadzorował Walenty Domański, sługa Stanisława Bogusławskiego, posesora Witowa. Zbliżając się do mostu na rzece Warcie w mieście Burzenin Domański spostrzegł, że jest on zablokowany przez sługi Kazimierza Wstowskiego – właściciela Burzenina oraz mieszczan burzenińskich. Blokujący za nic nie chcieli przepuścić wozów. W jakiś sposób został o tym powiadomiony Stanisław Bogusławski. Nie namyślając się wiele wsiadł na konia uzbrojony w szablę i pistolet, i udał się na miejsce konfliktu. Wstowski widząc z dworu zbliżającego się Bogusławskiego ruszył naprzeciw niemu. Następnie, jak podają akta, rzucił się do szabli. Zaatakowany Bogusławski również szablę wyciągnął i rozpoczął się pojedynek. Nie wiadomo jaki byłby finał tego starcia gdyby nie jego przypadkowe zakończenie. Dwaj szlachcice w ferworze walki nie zwracali uwagi na otoczenie a już najmniej na to, co mają pod nogami. W efekcie obaj potknęli się o pień drzewa leżący przy moście i wywrócili się. Taki był pojedynku koniec... Jednak nie koniec całej rozprawy. Podnoszący się z upadku Wstowski zawołał do pomocy swoją służbę (Mateusza Dembowskiego, Gaspara Trebaczyka oraz niejakiego Baltazara) i rzucił się na Bogusławskiego przygniatając go kolanami. Sługom swoim rozkazał leżącego rozbroić, co też oni niezwłocznie uczynili. Dumny ze zwycięstwa Wstowski zwrócił się do swojego sługi Dembowskiego, który trzymał w ręku pistolety: „strzel temu pogańskiemu synowi w łeb! Mam sto tysięcy, to takich a takich synów szlachtę dziesięciu ich zabiwszy, zapłacę!”. Wstowski bardziej chciał przestraszyć przeciwnika niż go zabić dlatego sługa wstrzymał się od wykonania rozkazu. W międzyczasie nadbiegła od dworu małżonka Kazimierza Wstowskiego – Konstancja Łubieńska krzycząc: „bijcie takich a takich synów!”. Konstancji Wstowskiej towarzyszyła służąca – Katarzyna Ostrowska zaopatrzona w dwa solidne kije celem zrealizowania wykrzykiwanej przez jej panią groźby. Stanisław Bogusławski, widząc na co się zanosi, zwrócił się do Konstancji Wstowskiej: „Mościa Dobrodziko, nie karzże mię W Pani kaliczyć”. Pani Konstancja jednak nie zdążyła odpowiedzieć albowiem jej krewki małżonek wykrzykując: „zadrżała teraz u tobie wątroba pogański synu” uderzył Bogusławskiego pistoletem w głowę poważnie go raniąc. Wstowska zobaczywszy krew obficie lejącą się z tej rany rzekła w chwili opamiętania: „Mości panie Bogusławski chustką zawinąć głowę”. Widać w tym momencie dość już miał satysfakcji imć Pan Wstowski, ponieważ rannemu pozwolił na konia wsiąść i wrócić do domu. Wozów jednak puścić nie chciał. Próbowano więc przeprawić się przez rzekę po lodzie. Ponieważ jednak lód był niepewny - siano zamokło i częściowo zgniło. W efekcie, jak podają akta, Bogusławski jeszcze jedną poniósł stratę – zgon wśród trzody (pięć owiec). Tymczasem Kazimierz Wstowski chełpił się przed różnymi osobami: „jakom mu dał w łeb jego pistoletem temu Bogusławskiemu takiemu a takiemu synowi, to w nim wątroba zadrżała, niechże zna moje ręce!” Stanisław Bogusławski nie namyślając się długo udał się 30 stycznia 1725 r. do Sieradza i przed urzędem starościńskim złożył manifestację przeciw Konstancji i Kazimierzowi Wstowskim, właścicielom Burzenina. Wstowski dowiedziawszy się o tym, uczynił to samo, oskarżając Bogusławskiego, iż ten przed wyżej opisanym zajściem ośmielił się najechać dwór w Burzeninie wraz ze swym sługą Domańskim bez najmniejszej przyczyny. Podczas tegoż „zajazdu” (w dwie osoby!) miał naubliżać pani domu Konstancji z Łubieńskich Wstowskiej, doprowadzając ją do płaczu. Wieść o kontrmanifestacji Wstowskiego dotarła do Bogusławskiego. Ten, zdeterminowany w walce o swoją rację, postanowił prosić brata Andrzeja Bogusławskiego, komornika granicznego sieradzkiego o pomoc. Biegły w tego typu sprawach i zaznajomiony z prawem Andrzej Bogusławski nie odmówił. Spisał własnoręcznie obszerny, właściwy pod względem formalnym protest, który sygnowany przez Stanisława Bogusławskiego został wniesiony do akt 5 kwietnia 1725 r. Długo trwały wzajemne spory między Wstowskimi a Bogusławskim. Najciekawszy jest jednak finał tychże sporów. Któż z nas nie zna historii z „Pana Tadeusza”, gdzie małżeństwo Tadeusza i Zosi godzi dwa z dawna zwaśnione rody? To samo miało miejsce i w tym przypadku - pół wieku po opisanych wyżej wydarzeniach córka bratanka Stanisława Bogusławskiego – Krystyna wstąpiła w związek małżeński z Antonim Łubieńskim, starostą wągłczewskim, synem bratanka Konstancji z Łubieńskich Wstowskiej!
Bibliografia
- AGAD, księgi sieradzkie grodzkie relationum, nr 83, k. 8, 24v., 494-494v., 631-632, nr 87 k. 1007.
- R. Bogusławski, Dobra ziemskie Ścibor-Bogusławskich w Ziemi Sieradzkiej XV - XX w., Na Sieradzkich Szlakach, 4/2007.
- E. i R. Bogusławscy, Pojedynek przy moście w Burzeninie w 1725 roku., Na Sieradzkich Szlakach, 1/2010.