Marchocka Marianna Matka Teresa od Jezusa: Różnice pomiędzy wersjami

Z Ostoya
Przejdź do nawigacji Przejdź do wyszukiwania
 
(Nie pokazano 3 pośrednich wersji utworzonych przez tego samego użytkownika)
Linia 1: Linia 1:
 +
[[Plik:Button-flaga-polski.jpg|link=Historia rodziny Marchocki |20px]]
 +
[[Plik:MatkaTeresa(Marianna Ścibor-Marchocka).jpg|180px|right]]
 +
 
'''[[Marchocki|Marchocka Marianna]]''' - później Teresa od Jezusa (ur. 25 czerwca 1603 w Stróżach, zm. 19 kwietnia 1652) – polska zakonnica katolicka, karmelitanka bosa, Służebnica Boża, mistyczka, autorka pierwszej polskiej autobiografii napisanej przez kobietę.
 
'''[[Marchocki|Marchocka Marianna]]''' - później Teresa od Jezusa (ur. 25 czerwca 1603 w Stróżach, zm. 19 kwietnia 1652) – polska zakonnica katolicka, karmelitanka bosa, Służebnica Boża, mistyczka, autorka pierwszej polskiej autobiografii napisanej przez kobietę.
  
Linia 5: Linia 8:
 
W 1642 roku wyjechała do Lwowa, aby założyć tam nową placówkę zakonu. Była przełożoną i mistrzynią pierwszego pokolenia lwowskich karmelitanek bosych. W 1648 roku, z powodu Powstania Chmielnickiego, karmelitanki musiały uchodzić do Krakowa, skąd następnie przeniosły się do Warszawy, gdzie 2 czerwca w uroczystym wprowadzeniu zgromadzenia do prowizorycznego klasztoru wzięli udział król Polski Jan Kazimierz oraz nuncjusz apostolski. Od 1650 roku zdrowie m. Teresy zaczęło się pogarszać, doznała częściowego paraliżu. W styczniu 1652 roku ustąpiła z urzędu przeoryszy. Zmarła 19 kwietnia 1652 roku. Jej szczątki w 1818 roku przeniesiono do Krakowa i złożono w klasztorze Sióstr Karmelitanek Bosych.
 
W 1642 roku wyjechała do Lwowa, aby założyć tam nową placówkę zakonu. Była przełożoną i mistrzynią pierwszego pokolenia lwowskich karmelitanek bosych. W 1648 roku, z powodu Powstania Chmielnickiego, karmelitanki musiały uchodzić do Krakowa, skąd następnie przeniosły się do Warszawy, gdzie 2 czerwca w uroczystym wprowadzeniu zgromadzenia do prowizorycznego klasztoru wzięli udział król Polski Jan Kazimierz oraz nuncjusz apostolski. Od 1650 roku zdrowie m. Teresy zaczęło się pogarszać, doznała częściowego paraliżu. W styczniu 1652 roku ustąpiła z urzędu przeoryszy. Zmarła 19 kwietnia 1652 roku. Jej szczątki w 1818 roku przeniesiono do Krakowa i złożono w klasztorze Sióstr Karmelitanek Bosych.
  
Życie Marianny Marchockiej, w tym jej doświadczenia mistyczne, przedstawia pisany barwną prozą (bliski stylu wypowiedzi ustnej) Żywot. Został spisany na polecenie spowiednika, a później kierownika duchowego, o. Ignacego od św. Jana Ewangelisty (zm. 1677). Matka Teresa zaczęła pisać go 3 maja 1647 roku. Jest to pierwsza autobiografia kobiety polskiej, a zarazem ważne dzieło literatury mistycznej polskiego baroku, porównywane już przez współczesnych z autobiograficznie ujętym Życiem św. Teresy z Avila. Pozostawiła też pisane prozą poetycką modlitewne Akty oraz korespondencję. Zapisy z epoki sugerują, że Marchocka miała dar bilokacji oraz stygmaty[6]. Zbieranie dokumentacji historycznej do procesu beatyfikacyjnego rozpoczął św. Rafał Kalinowski[5]. Proces beatyfikacyjny rozpoczął się 21 grudnia 2007 w Krakowie.
+
Życie Marianny Marchockiej, w tym jej doświadczenia mistyczne, przedstawia pisany barwną prozą (bliski stylu wypowiedzi ustnej) Żywot. Został spisany na polecenie spowiednika, a później kierownika duchowego, o. Ignacego od św. Jana Ewangelisty (zm. 1677). Matka Teresa zaczęła pisać go 3 maja 1647 roku. Jest to pierwsza autobiografia kobiety polskiej, a zarazem ważne dzieło literatury mistycznej polskiego baroku, porównywane już przez współczesnych z autobiograficznie ujętym Życiem św. Teresy z Avila. Pozostawiła też pisane prozą poetycką modlitewne Akty oraz korespondencję. Zapisy z epoki sugerują, że Marchocka miała dar bilokacji oraz stygmaty. Zbieranie dokumentacji historycznej do procesu beatyfikacyjnego rozpoczął św. Rafał Kalinowski. Proces beatyfikacyjny rozpoczął się 21 grudnia 2007 w Krakowie.
 +
 
 +
 
 +
 
 +
Teksty
 +
 
 +
 +
 
 +
'''O czterech rodzajach oschłości'''
 +
 
 +
Pierwszy sposób ten. Oschłość, suchość we wszytkim, nie mogąc nic pojąć przez pojęcie żadne, dopieroż imaginacją, w niczym afektu wzbudzić, ani wolnością żadną do pojęcia materii jakich, jeno wszytko sucho, a jeszcze z rozerwaniem w myślach, w pamięci. Co tam do niej przychodziło, i od kilku lat rzeczy jakie, a nic niepotrzebne, ani słuszne. Rozum jako szalony niespokojny biega, nie mogąc się ni na czym zabawić, albo co wziąć z pożytkiem. Od Boga nic, tylko jako zamknął, a bojaźń, opuszczenie, etc. Cierpi w ten czas dusza ciężko z tęsknością, z ckliwością widzi i zna, jako nie może z siebie nic. Morduje się, chcąc wyciskać co, jako z prasy, a nie może. Widzi wielką słabość swoję, bo w ten czas skłonność prędsza do niedoskonałości w okazjach i słabość w duchu. Kiedy tak trwa dzień, kilka, zda się, jako rok jaki czas długi. Ufatyguje i umroduje się, a kiedy jeszcze niesposobność według człowieka, przy tym słabość głowy, zapominanie, zamyśliwanie się jakieś, co to tak w przyłożeniu do czego pojęciem – będzie to tak, jakoby wszytko zniknęło oraz, że prawie nie wiem kędym, i com to poczęła myśleć. A będzie tego co wiedzieć co razy i nie wiem, czy to ja śpię, czy kędy, przez krótki to czas będzie i przez jedno Ave Maria, a zda się długo. […]Drugi sposób opuszczenia i cierpienia w duszy miewałam już nie tak z rozerwaniem, jako z wielką ciężkością, opuszczeniem i z zakryciem Boga strasznym duszy, i bardzo trapiącym, obrażaniem sprawiedliwym, oddaleniem od niej. Zagorzkło wszystko w duszy, nic nie ratując, bojaźń, nieufność. Kładę tu różność w tych nieufnościach przeciwko nadziei i Bogu, a desperacjach – czego obojga doznawałam w duszy swej. Desperacje tak mi się zdadzą, co to już prawie wszytka nadzieja ginie, że ledwo się co wola trzyma, że już do końca nie upadnie. Bo już przekonywana od czarta racjami, zaćmiona na rozumie, że nie masz inszy światłości, pojęcia, tylko strach, słuszność, jeno już ledwo opierając się co znakiem trzyma się i oświadcza, przy barzo osłabionej a zwątlonej woli. Tym sposobem w pierwszych czasach z początków cierpiewałam, jakom zda mi się wyraźnie to już napisała i z jakich okazji. O, to już prawie męka piekła, etc. Ale w tych teraźniejszych czasach, po onym wybawieniu Pańskiem, nie miewałam już tak, z takim desperowaniem, żeby to już jako zgubiona od Boga, tylko bojaźnią, by nie oddalił, umniejszeniem wiary żywy i nadziei mocny. Tam jakby już zagubieniem Boga, tu zakryciem i oddaleniem od Niego, tam bojaźń, strach z odrzucenia sprawiedliwości, tu z jakiś miłości bojaźń o naruszenie łaski i miłości. Tym to sposobem bywało już w tych czasiech bliskich, kiedy co o nieufnościach i o bojaźni wspomnę, bo są różne, i dobrze duszy, kiedy je w sobie pozna i pojmie, i dla pokoju w sumieniu. […]Trzeci rodzaj opuszczenia, który jest miły, nie tak dręczący ducha, z wolnością do Boga. Ale nie z tą wolnością, żebym mogła przez jakie tajemnice, pojęcia, etc., ale tak, jako Bóg sam postawi i trzyma duszę przy sobie; jeno, że nie ma tych zasłon, przeszkód do Boga bojaźniami, oddaleniem. Czuje Boga w duszy swojej, ale tak zakrycie, że nie może rzec i czuć, jeno, że jest opuszczona od Boga. A z drugiej strony taką pewnością Boga w sobie czuje, żeby ślubować mogła, iż jest Bóg w niej przytomnie. Nie umiałam nikomu tego wyrazić, bom z jednej strony czuła opuszczenie z lamentami, z pragnieniem Boga, a z drugi strony w onym pragnieniu, przez one lamenty, tęskności do Boga, czułam Go w sobie i znajdowała w duszy. I nie straszy mię takie opuszczenie w duszy od Boga, albo żeby w ni co złego było, jeno pragnienie wielkie Boga dręczy ducha. A to nie w duchu, ale rozumnym pojęciem bojaźni czyniło sposób niezwyczajny – dwu rzeczy przeciwnych czucia w sobie: Boga i opuszczenia. […]W czwartym sposobie będzie tak dusza, jako zawieszona do Boga. Wszytko zniknie, wszytkie pojęcia, wiadomości, środki, sposoby – jakieś nic, nic – tylko opuszczenie, a wszytko pragnienie wielkie, wola, afekt do Boga, od rzeczy wszytkich powierzchownych, stworzonych odwrócenie, że tak wszytko jako zlodowacieje w duszy i sama też wszytka pragnie jako najwięcej być oddalona i znikniona od tego. Stojej tak z wielką męką i do Boga nie mogąc. A wszytko pragnienie (i to nie skłaniając, bo wszytko obrzydzenie i nie dosyć czyni duszy), że tak się zda, żeby ją i anioł chciał cieszyć i kontentować, ani pragnie, ani chce. Czasem na modlitwie albo w odwróceniu do Boga pokazuje Pan opuszczenie swoje na krzyży, nie tak tylko pojęciem, ale wyrażeniem i uczuciem duszy. To i to nie jakim ulżeniem, ale męką wielką, i z taką ciężkością, że się zda jako konaniem, i tak w siełach[1] i we wszystkim zniknieniu, że i odetchnąć już sieły nie staje, i z ciężkością może. Kiedy w tym, co spuszcza, i przyjdzie co do siebie, tak się czuje, jako z krzyża zdjął, we wszytkich członkach, stawach, jako po jakim wyciągnięciu i rozbiciu, że bez chorób czuje się wszytka rozbolała, zmęczona.Autobiografia mistyczna m. Teresy od Jezusa karm. Bosej (Anny Marii Marchockiej) 1603-1652, Poznań 1939, s. 128-134
 +
 
 +
 +
 
 +
'''O trzech sposobach modlitwy'''
 +
 
 +
W tych trzech sposobach, jakie się traktują, daję wiadomość o sobie.Pierwszy sposób jest zwyczajniejszy i pospolitszy. Będę w oschłości, w opuszczeniu, w niepojęciu, w zaćmieniu, ale tu nie tak czuję, bo przecie może się ratować i bawić przez czytanie, z którego może pojąć i wziąć naukę, przez akty pospolite i zwyczajne. Pan Bóg też nie przyciska duszy żadną ciężkością. Sam przez się: albo bojaźni, albo odrzucenia. Postępuje w ten czas tak z Panem Bogiem, jako owo mając kto z kim umowę jaką albo znak, przez który jednym jakim znakiem porozumieją się. Tak też tu dusza nie ma tej wolności, żeby z Panem Bogiem być uchylnie i wolnie, ale jako niejakim znakiem oświadcza się z aktem, przemawianiem, wyznaniem wiarą, że przez nie wie o Nim, przy Nim trwać chce. Miewa też natchnienia, wzbudzenia, z czego pragnienie do Boga, etc., acz i tu bywa różność, odmiana. Czasem to wszytko idzie łacnie i wolnie w duszy, czasem z większym opuszczeniem, z ciężkością, że wszytko jako kować, tak z ciężkością. Czasem będzie i dzień rozerwanie, pomieszanie, niesposobność, wszytko nie w smak, wszytko się chce gniewać, choć nie masz o co. Poczyniłabym w ten sposób wiele złego i więcej jeszcze grzechów, niedoskonałości, niż czynię, bom tylko do tego sposobna i w to lecę, kiedy by osobliwe miłosierdzie Boże nie trzymało. Nie znam tak tego w ten sposób, ale kiedy mnie Pan nieco oświeci, pokazuje, jako mnie znosi i trzyma, a co to chęć i złość może moja. Modlitwa w tym sposobie taka.Biorę ja co ze mnie, materie zwykłe do modlitwy, i o Męce Pański, i insze do uważania, ale nic w tym nie sprawię. Już tak zawsze, chcąc co swoim rozumem pojąć, poznać. A to czasem w ty materii da Pan, co krótkim sposobem poznać, pokazawszy albo cnotę swoję w onym punkcie Męki swojej, albo jaką niedoskonałość, złość w duszy, albo też nieco dobroci, lub inszy jaki własności Boski uchyliwszy.2. Czasem też (a tak częściej) postawiwszy się w obecności Pański, w uspokojeniu ducha, aktami różnymi, poddawaniem na wolą Boską, prośbą, bawię się i z tego czasem wnidę w który sposób z tych niższych, sama nie wiedząc jako.3. Czasem też znidzie godzina z rozerwaniem myśli, taka oschłość, niesposobność ducha, że nie wiedzieć, kędy myśl skłonić. Gdzie się obróci, wszędy jakby odpychał. Czasem też z tego opuszczenia i bojaźni (którą zawsze czuje dusza z opuszczenia), żeby nie była oddalona od Boga, wszytek czas na modlitwie na tym zyjdzie, prosząc Pana, żebym się nie oddalała od Niego. Niech On opuszcza, jak chce i czyni co chce, bym ja tylko nie oddalała się złością swoją od Niego, i nie skłaniała do czego, co Bogiem nie jest, afektem jakim. Znam i czuję wielką potrzebę w tym miłosierdzia i pomocy Boski, żeby mnie trzymał. Żeby nie biorąc nic i nie czując nic od Boga, tylko wyniszczenie i opuszczenie – nie skłoniłam się do czego afektem i skłonnością moja, co nie jest Bogiem i do Niego nie ciągnie – tylko w gołym opuszczeniu i obnażeniu, żebym trwała. Więcy daję do zrozumienia, niż ja objaśnić umiem i mogę, i szyrzyć też pisaniem nie chcę.Wtóry sposób. Będę w nierównie większy ciemności, w opuszczeniu. I z cięższym a z większym i z bliższym pociągnieniem do Boga, tak, że czuję opuszczenie ciężkie, z ciężkością i z cierpieniem cięższym, i z ciemnością większą, tak, że nie mogę co inszego rzec, jeno żem jest w opuszczeniu ciężkim. A z drugi strony w tymże opuszczeniu tak się czuje dusza przy Bogu, że Bóg jest z nią, żeby za to i umarła. Bez pracy i starania swego, samym jakimsi pociąnieniem i trzymaniem Boskim trzyma się przy Bogu dusza lepiej, niżby sobie sama mogła życzyć i umiała potrafić.Rozerwanie jakie, jeśli w ten czas kiedy wpadnie, nie zamiesza, i nie czyni nic duszy, odtrąci się, jak o kamień. Czytanie nie każde w ten czas służy, a większy ciężkości i żadne ani akty, tak tylko ze zwyczaju i pospolite czynione. Chcieć się skłonić do jakiegoś uważania i pojęcia czego – męką by to było i mordowaniem ducha, a raczy rozerwaniem. Jednym słowem tak w ten czas zostanie na wszystko odrętwiała dusza, że ani ją co ruszyć, albo jej pomóc może, ani ona do czego się skłonić może, ani jej też to do pragnienia przydzie, żeby miała co chcieć. Nie jest tu jednak dusza w próżnowaniu, lecz nie z siebie co czyniąc, ale jako ją ruszą i co udzielą. Choć z takim opuszczeniem, cierpieniem i ciężkością, jest tu dusza w wielkim pokoju i kontentacji. I tak tu przychodzi z serca i z prawdą, jak Bóg patrzy, czynić ten akt i oświadczenie Panu, że choćby jej postawił wszystkie uciechy i wesela niebieskie bez Boga, oka, by na nie chciała podnieść. A z drugi strony, choćby ją w piekle zakrył przy sobie i trzymał tak, by i do sądu, poddaje się z wielką kontentacją[2] dusza i tym insze podobne akty etc. Jedno takie słowo przemówione do Boga, jako to samo: „Bóg, Bóg mój i wszytko”, i temu podobne, czyni duszy dosyć, i wie, co mówi. Czasem w tymże sposobie da Pan patrzyć i pojąć duszy na opuszczenie Jego na krzyżu albo w Ogrójcu, i tak przy tym trzyma się dusza etc. Ale nie z siebie to pojmuje, ani swym rozumem albo dyskursem, lecz jako i ile jej uchylą i dadzą patrzyć. W tym sposobie wątleje serce i siły wszytkie, jeden dzień taki da się czuć barzo, i tak będę potem jak z krzyża zdjęta. Taki mi się zda wtenczas, tak się czuję, jakby we mnie krew niszczała. Do wszytkiego mi zmysłów nie staje i pamięci, wszystko, co słyszę – rozmowy jakie duchowne, czytanie – nie są ci mi przykre, i owszem, dobre, ale nie dla mnie. Pomyślić o jaki pociesze albo ulżeniu od stworzenia, albo z czego stworzonego, jest rzec przykra; osobność zaś barzo mnie kontentuje i czas na modlitwie barzo krótki.Trzeci sposób. Kiedy się Pan uchyli duszy, a wie o Nim, i zna w sobie ono słońce, o którym wierzyła, że jest w ni jeno skryte – teraz się uchyli, że nie tylko wierzy, ale i widzi, że jest. I da się Pan uczuć w duszy, ale i tu różnymi sposobami. I tu nie ma nic swy wolności dusza, tylko na co się ono światło uchyli, albo jako się udzieli, albo co w ni sprawuje Bóg. Jako to będzie dusza w utrapieniu z tych ciemności i opuszczenia, i uchyli się jej Pan, umacniając ją w wierze, upewniając, że jej tak dobrze, jako jest, wiodąc do zlania i poddawania się na wolą Jego etc. Według też tego postępuje sobie z Panem dusza, poddając, przyjmując, co On chce – czasem zaś nie ucząc, nie mówiąc co, tylko tak, że się da Pan czuć duszy, że wie o Nim w sobie, a da jej, że Mu pokazuje i czuje, co to jest być bez Niego, On sam zna, jako się w ten czas dusza przed Nim wylewa i co czuje, jednak zawsze z poddaniem (żałosne to nawiedzenie). I w ten czas nigdy nie mogę pragnąć ani prosić o ulżenie jakie, albo o jaką odmianę Pana, tylko o wolę Jego. Czasem też w tymże sposobie daje Pan jakie nauki i oświcania duszy, bądź w jaki szczególny potrzebie, a czasem też w tym, w czym się ona nie spostrzeże, nie spodzieje i nie wie. Podczas też na jakie święto udzieli Pan w tymże świetle jakiego pojęcia i wiadomości ony tajemnice i Siebie w ni, z których swoich własności. Ale to pojęcie i wiadomość nie będzie taka, jaka przez wiadomość rozumem samym i dyskursem, ale krótko, bez podobieństwa, z większym skutkiem i jasnością. Tak, że po tym zostanie dusza, jakoby co obaczyła, czego nie widziała, albo co usłyszała. O czym nie wiedziała i dopiero koło tego rozum i pamięć bawi się, kiedy to minie, nie, żeby to miał uprzedzać. A z takiego pojęcia przychodzi mi to rozumienie, że te wiadomości i znajomości, co kiedy kto jeno mógł mieć od początku i może jeszcze mieć o Bogu, są względem Pana Boga, jako kiedy by kto jaki proszek z góry jaki nieporównany ujął albo jedną kroplę wody, albo piasku z morza wziął – względem tego jaki i co jest Bóg sam w sobie. Takie pojęcie i poznawanie przychodzi mi w tym jakim świetle i pojęciu o Bogu i cokolwiek tam pojmę albo poznawam, ta wiadomość jest, że to wszytko nic względem tego, co jest Bóg i w Nim. W tymże świetle udziela Bóg duszy poznania samy siebie: czasem jak jej złość niewiadoma albo ciemna, czasem jak w onym krótkim czasie obaczy się we wszytkich skłonnościach swoich, w złości, w nędzy, co jest z siebie i co może, nie tylko rozumieniem, ale jasną wiadomością i prawdą.Tamże, s. 142-146
 +
 
 +
Według trzech części i sposobów tych moich ciemności, jako pierwy daję wiadomość o sobie i zda mi się, że w takichże materiach, jeno różnymi sposobami. I wiele odmiany w sobie czuję, przez te lata teraz, jako się mogę znać i czuć - ile mogę krótko oznajmuję.Wszytkie pojęcia, dyskursy tak przez imaginacją, jako i przez rozum na modlitwie zginęły we mnie, że nie mam nic wolności do rozmyślania, do rozwiedzienia[3], w czym przez rozum, ani pojęcia jakiego sama przez się. I pragnienie jakie mieć to i zażywać nie czuję w sobie, ani trapię o to. A to sposób mój taki na modlitwie i zawsze o duszy.Pierwszy. Nie mogąc nic, ani w pierwszym pomyśleniu skłonić do czego pojęciem i rozmyślaniem (bo co z strony mojej chcę zawsze tym pospolitym sposobem iść, biorąc punkta i materią jak do modlitwy), to tak jeno się postawię aktem wiary przy Bogu, a poddaniem wolej Jego w pokoju. Sama też ani dbając, ani się nawodząc[4] do jakiego pojęcia (boby to tylko fatygowanie a przeszkoda pokojowi była), tak tylko postawiwszy się przy Bogu, bez żadnej imaginacji jakiej obecności Boski i owszem w jakimsi opuszczeniu zejdzie mi modlitwa przez akry kontentacjej swego zniszczenia, woli Boski w tym, niegodności mieć i brać co od Pana. Ale i te akty nie zawsze jednakie albo ze zwyczaju, albo jakim częstym odmawianiem, ale tak, jako i co Pan w duszy użycza bez żadny jakiej prace w tym swojej. Zejdzie mi tak modlitwa z zebraniem jakimsi wnętrznym i po niej. Czasem też i tego nie będzie, tylko jakieś jeszcze większe zniszczenie, z opuszczniem ciężkim, z bojaźnią wielką, z tego opuszczenia ciężkością większą i w duszy i serca, z rozerwaniem w myślach. To tak tylko Panu się oddawać w ten czas, jakąm jest i woli Jego, a prośbą jakimkolwiek sposobem i ciężkością, żeby mnie przy sobie tylko trzymał. I dzień taki jakiś ciężki, marny, rozerwany. Czasem też czuję, że mi do tego i niesposobność[5] jaka według człowieka pomaga, albo głowa, albo słabość jaka nadzwyczajna, etc.Wtórym sposobem, że mogę się przywiązać do pojęcia jakiego albo przykładu w czyn Chrystusa Pana, albo słów, których Jego pojęcia dobroci, mądrości Jego w porządzeniach jakich. I to samo pojęcie, poznanie, będzie barzo krótkie, jeno tak, jakoby co oraz zaraz obaczył. A materią z tego dusza ma już się przy Bogu bawić i trzymać, a jaki pożytek i naukę do czego brać. Ale i to różnym sposobem od pierwszych; albo jaki pociechy i smaku w tym, wolności już jaki w duchu, etc. jako pierwy bywało, teraz nic. Bez żadnego jakiego czułego sposobu, tylko, że przyjmuje dusza do swego pożytku i z równością jednaką, tak, że jest, jako i że zaś nie będzie. A bez żadnego pragnienia, ukontentowania, chwytania się tego, tylko jaką, kiedy, co Bóg chce, etc. W uważaniu i pojęciu Męki Pański (a największy i najwięcy mogę w Ogrójcu a na krzyżu Pana), i to tylko tak przyłożeniem się jakimsi do onej ciężkości w Ogrójcu, abo opuszczeniem Pańskim i zniszczeniem na krzyżu z ciężkością i opuszczeniem, i ciemnością moją przykładem Jego; na to poddając, przyjmując z kontentacją, prosząc o co przez to etc. A czasem mam to, że nie tak jakim pojęciem, ale jakimsi uczuciem i wyrażeniem w duszy swojej onej ciężkości abo opuszczenia Chrystusa Pana. Większe jakieś i głębsze zebranie duszy w tym będzie, a z wielką męką na duszy i według sieł przyrodzonych człowieka, serce barzo zmęczone i wszytka, jakoby mię z krzyża zdjął. Póki trwam na modlitwie, nie mam z tej męki ani od serca żadnej przeszkody, ani pojmowania o tym, co się ze mną dzieje, tylko tak jakieś ponurzenie[6] w onej męce i ciężkości i swojej, którą w ten czas na duszy mam, i z tej większy bez porównania, która mi się daje czuć i wyrażać. Kiedy w tym przyjdę do siebie i obaczę się, znajdę się w takiej ciężkości, że mi jakoś tchu do oddychania nie staje, a serce barzo zbolałe i zmęczone, zmysły powiązane, że mi się trzeba namyślać, co mówią, co się dzieje, co trzeba czynić. Każdy też we mnie musi postrzec, że się ze mną coś dzieje, zmienienia jakieś we mnie widzą, jako jakiego trupa. Tak mi się zda, z kilka dni raz po raz, żeby dosyć duszy wyniść.Trzecim tym sposobem nie często bywa, co to jakąś rzetelnością i przytomnością Boga w duszy, duszy wiadomą i czułą. Zda mi się, że o tym albo czym podobnym dawałam wiadomość. A to ta odmiana w tym, że zda mi się jakimsi ściślejszym sposobem z Panem Bogiem tego dusza zażywa, a nie takimi jakimiś czułymi do radości, pociechy sposobami, tylko tak, w samy jakiś skuteczny prawdzie, a w kontentacjej. I nie będzie tego, jakoby to na jakąś wolność wypuszczenia albo „już nie wróci ono zaćmienie”. Nie będzie nic takiego, ani w uczuciu, ani w pamięci, na wszytko się równo Panu podaje, ani na to bynajmniej uskarża albo boleje. I nie masz nic, co by tam z siebie dusza czynić albo wnosić miała, tylko co Pan uczy, oświeca, albo w czym uspokaja. A co zaś z siebie dusza przy tym może, raczy nie z siebie, ale co jej wleją i udzielą, czyni.W tych wszystkich sposobach nie mam ja żadnej wolności zażyć czego albo być, według którego jakobym kiedy chciała, tylko jako mnie Pan postawi i użyczy, jako żyć. I moje przygotowanie do modlitwy – tylko tak iść wiarą przy Bogu, a poddaniem na wolę Jego, bo i pomyślić o czym trudno. Rada bym ja jako nadostateczniej dała do zrozumienia, jako jest wielkie zniszczenie w duszy mojej. Ani u mnie święta, ani tajemnice jakie, wszytko u mnie równo, a odejście i z większym zniszczeniem, opuszczeniem pod ten czas.Mogłabym ci ja na to wszytko mieć dość nauk, które już mam błogosławionego ojca naszego Jana od Krzyża i mam wiele uczenia i dość pomocy. I to mnie ratowało, że teraz bez onych burz, niepokojów, lamentów jakich, w duszy wydzierania znoszę to, i owszem z kontentacją, i sama pragnieniem wielkim, i prośbą do Pana przy wolej Jego o jako najwieksze wyniszczenie i cierpienie. A to przecie obejmuje mię czasem bojaźń wielka z tego opuszczenia, a jeszcze kiedy tak jakoś z bojaźnią wielką opuszczenie i z niesposobnością w duchu, że to ja już przeszkodziła w sobie wszytkiej łasce Bożej, i że to się we mnie wszytko dzieje za karania, za winę, i że ja raczy Pana przymuszam grzechami, niegodnością moją, że tak raczej musi czynić na karanie moje, nie mogąc dla mojej niegodności, choćby z duszą moją przed tym, nie w takim zniszczeniu, i ten pokój, który teraz w sobie we wszytkim więcy czuję i mam, że to jest raczy jakaś oziębłość już i z ni niedbanie, nieczucie. Toteż zaś i z tego patrząc w insze dusze, jako żadnej tak Pan nie prowadzi, jaką w nich wolność do Boga i insze tym podobne racje się stawią, a z wielką bojaźnią, udręczeniem obejmą, i że to jest coś skrytego, złego w duszy mojej, więcy nad to, co ja muszę znać. Utrapi mnie to wszytko barziej, bez żadnej jaki pomocy, ani myśli, ani pamięci, skąd bym ja wziąć i mieć mogła, póki mnie tak Pan chce trzymać, a z wielkim zaćmieniem w duszy. A to tylko oddaję się Panu, choćby i karaniem i ze złem moim, byle jeno Pan spełnił jako Pan wolę swoją ze mną. Na te dwa punkta osobliwie o naukę i radę proszę.Z drugiej zaś strony miewam wielkie uspokojenie w tym. Samo to moje zniszczenie i obnażenie kontentuje mię dla Boga i krzyż Jego. A samo imię smaków, pociech jest mi jakoś przykre. I tak mi przychodzi zaś przeciwnie w duszy, że raczy wielem Bogu powinna za to wszytko prowadzenie Jego tą drogą ciemną i cierpienia, i jako mi w tym wielkie miłosierdzie czyni.Co teraz i jako się w duszy mojej czuję z tych skutków? Pierwszy, że mi dał Pan jakąś wolność ducha, nie pragnąc, nie wiążąc się do niczego, ani obierania sobie; jako mnie Pan postawi, trzyma w duchu, by jeno się przy Bogu trzymać – to pokój i kontentacja. Drugi, że się tak czuję względem wolej Boski i zlania na nię, że nie mogę ani nic pragnąć, ani prosić, ani obierać, jeno jednej wolej Jego Boski. Czy piekło, czy niebo, czy przez jakie środki, sposobami dzieje się co ze mną, i może być, by tylko przy Bogu. Ani pragnę, ani co sobie czuję, tylko o jedną wolą Boską, i proszę i kontentuję: nie tylko wolą kontentować, ale i wszytkim pokojem i nic w sobie niechceniem. Trzeci, że mi jest wszytko stworzenie i wszyscy równi, jednostajną równą tylko w Bogu miłością – choćbym znała, że mi kto mógłby i piekła życzyć, i co najgorzej a naostrzej postępować, ani ci mieć, ani uchodzić etc. Także też z drugiej strony, widząc kogo skłonnością jakiego afektu dobrego miłości, ani tym cieszę się, ani dbam, ani czuję odmiany umknienia takich. I we wszytkim nie wiem, czy to jaka zakamiałość moja, że się tak nieczułą i niedbającą czuję. A to dwoje mię we wszytkim uspokaja: 1. że mi Pan dał pojąć, a jakoś rzetelnie obaczyć, jako w Panu Bogu jest zamknione wszytko, jako kiedy by kto co w rękach swoich zawartego trzymał, i nie wyńdzie nic, tylko kiedy on ręki uchyli i jako chce; 2. a druga: wola Boska, że ta najlepsza. I z tego, a dlatego najpierwszy mój środek do Boga samego, a potem kontentacja, co On czyni. Te i tym podobne rzeczy to mnie zaś uspokoją, dając w nich poznawać miłosierdzie Boskie nad sobą, a że mi to Pan daje przez to takie prowadzenie niszczeniem i ciemnością. Tamże, s. 188-190
 +
 
 +
 +
 
 +
'''Dręczące pragnienie Boga'''
 +
 
 +
Miewałam częste ciągnienia i pragnienia do Boga, i nic mię nie kontentuje, co nie jest Bóg. I takie pragnienie, kiedy by kędy w mękach zakryć się, by tylko wolną być od wszystkiego, a tylko z samym Panem Bogiem, bardzo by bliżej tego. I dlatego w ten czas są mi trudne te powierzchowne zabawy. Nie żebym miała pragnąć uchodzić ich nad wolą Bożą, ale same zmysły tępieją i trudne są do skłonienia do nich. Dawno w tym mam jednę wątpliwość i pragnę na nię nauki, co to jest (nie od jednego ojca, a od dawnych czasów słyszałam to rozumienie i zdanie), że w tych moich wnętrznych utrapieniach, oschłościach, opuszczeniach etc. między inszymi rozumieją to za lekarstwo i ulżenie, rozrywać się i obracać do tych spraw powierzchownych. Boję się w tym jakiej pokusy, bo przeciwną rzec czuję. Gdyż w ten czas, kiedym jest w takim zawieszeniu i zaćmieniu od Pana, w trzymaniu przy Nim, morduję barzo ducha i naturę do aplikowania się i przykładania do rzeczy powierzchownych i spraw. Nie żebym miała mieć jaką trudność albo przykrość na woli, chcieć się z nich wyłemować[7](sic!) i mieć to czym niedoskonałym (bo dla samego aktu woli Boski i usługi w nich mam równą kontentacją, gdzie mię obróci posłuszeństwo z samy szczyry woli Boży) – ale duch i umysł od owego się odrywając, a tu chcąc, morduje się. I nie tylko mnie rozrywają, i mam co ulżenia, ale same mi okazują więcy to czuć, co czuję od Pana. Czasem idą mi z takim pokojem, i tak ich odprawuję, iż się tak czuję i znajduję na modlitwie, jako i w nich, i że mam okazją z nich do Boga i do aktu.Sposób światła i ulżenia, który w nim był, jest różny od inszych czasów, i odmiennym sposobem. Pierwsza różność, że pierwszych czasów (choć już i tych, kiedy mi Pan smaki i pociechy odjął, które w tych światłach bywały) ducha nasycenie i jakieś ukontentowanie bywało z uchylenia i z użycia Pana. Z tego wesołość w duchu i w naturze, choć czując i wiedząc, że zaś znowu przydzie zostać i nawrócić do ciemności, do opuszczenia, i na to się podając. Przecie duch nie był bez jakiegoś ukontentowania i pocieszenia. A to pochodziło według sposobu uchylenia się Pana i postępowania z duszą, że jej albo łaskę pokazał, że nie jest od niej oddalona i upewnił o niej albo, że dobrze jej tak, co się z nią dzieje, etc. i tym co podobnego. Bo zda mi się, żem to w pierwszym pisaniu opisała.Teraz wszystko to ustało i nie masz nic z tego, tylko takie moje światło, moje uchylenie Boga. Uznaje i uzna w sobie dusza Boga. A ona też przed Nim obnażona ze wszystkim, co w ni jest i jaka jest, stawi się i patrzy w się przed Panem – we wnętrznościach swoich ponurzona, jako w przepaści boleści swojej, nędze, i złego, i zakrycia tak twardego i oddalenia Boga. Nie masz nic, tylko opływa przed Panem w przepaści boleści i łzach, jako On zna, i Sam tylko znać może. A kto uczuciem samym dozna, jaką przepaść wyniszczenia, opuszczenia i boleści pokazuje Mu i uczuwa dusza? Nie piórem to wyrazić, bo też i łzy nie dadzą pisać. Kto uczuje, ten tylko pojmie, co jest ulżeniem i jakby złożeniem ciężaru z siebie jakiego duszy. To jest, że wszytką wolnością oddaje się Panu na wolę Jego, i wszytką uczutą kontentacją, i wszytkim, całym sposobem, nic a nic Panu nie wymując, ani rozumiejąc co lepszym albo co pożyteczniej, ani chcąc sobie dobrego, ani bojaźnią złego, ani pragnieniem nieba, ani bojaźnią piekła, ani jakim chceniem, rozumieniem, pojmowaniem czego, ale cale wszytką wolnością wolej Boski, co On chce, rozumie, i Jemu dobrze – tego jednego pragnąć i prosząc, żeby ani na pożytek, ani na dobro moje patrzył, ale co Jemu dobrze, i co On chce, uczynił. Wielka to jakaś wolność i ulżenie w duszy, że nie czuje nic a nic w sobie, czego by pragnąć, czego by chcieć, co by rozumieć i czego się bać, tylko Bóg chce, to chcieć, żeby się wypełniła wola Boska, dla tego samego. I to czuję, nad co może więcy, takie zakrycie i opuszczenie od Boga i na to podaję się, nie chcąc najmniejszego ulżenia, odmiany, tylko co Bóg chce i Jemu dobrze.Tamże, s. 162-164
 +
 
 +
 +
 
 +
'''Widzenie Chrystusa'''
 +
 
 +
Trafieło się przy święcie Józefa św., komunikowałam w piątek według zwyczaju. Czułam się w ten dzień z zebraniem osobliwym w duszy, z przytomnością obecności Boski. Miała taż różne potrzeby do pilnowania się prośbami do Pana, czasu nie miała, ilem pragnęła na modlitwy, bo królowa Jejmość była u nas na nabożeństwie w klasztorze, nie miałam dostatecznego czasu, tylko w dorywki[8]. Po komuniej nie zaraz w dziękczynieniu we mszą, rzekł mi Pan te słowa rzetelne w duchu: „Krwi moja, okupie mój, własności moja”. W tym pierwszym słowie, kiedy rzekł „Krwi moja”, pomyślałam jako to, co jest, co mnie Pan nazwał krwią swoją? Odpowiedział zaraz: „Abom jej mało dla ciebie wylał? Czy nie wszytkę? Aza nie do krople obficie dla ciebie samej?” A w tych słowach wyrażało się, jako ją z boku i z wodą wylał, wyrażało się i owe słowa: „Obmyli szaty we krwi Barankowej”. Rozkładam coś i siła piszę, a tam wszystko było w jednym momencie, w taki krótkości, jako okiem mgnął, i w ten czas, kiedy mówieł: „Okupie mój”, ukazał mi się pełen ran swoich, iże mnie niemi odkupieł; nie wiem, jako to długi czas mógł być, był z wielką, czułą obecnością Boską, z odejściem od zmysłów. Jako ja zlękniona, obróciłam się patrzyć, co się dzieje, jeśli mnie kto nie słyszy; obaczyłam się, że panna jedna królowej jejmości blisko mnie klęczała, i wpadło mi na myśl, żebym czyniła co, co bym się obaczyła, czyniłam, com mogła, szczypałam, biełam się[9], i tak jakoby ze snu przychodziłam do siebie. Bałam się myślić o tym, sprzeciwiałam się, co ze mnie było, obaczywszy się między świeckimi, a mnie coraz wszytko porywało w się i wciągało ducha do onych słów obecności Boskiej wyraźny. Tak w uwijaniu onym musiałam być cały dzień, przecie we mnie wszytko zostawało w żywej pojęty pamięci; z wielką kontencją i pociechą w duszy przeszedł mi on dzień. Nazajutrz też obecność Boża we mnie trwała z zebraniem we mnie, a przy komuniej więcy odnowiona, bom tak szła wrzucić się chcąc w Krew Chrystusową, w zasługi Jego i w własność, przy tym oddawałam Mu się przez śluby zakonne; przez ślub posłuszeństwa wolą swoją, w ślubie ubóstwa afekty i w nich ogołocenie, we wszytkim obnażenie, ubóstwo ducha - w krew Chrystusową topiełam wszytkie grzechy moje i złości. Krótko piszę w jednym słowie, ale było z rozszerzeniem afektu, i z przytomną obecnością Boską, ze wszytkim zebraniem i skupieniem siebie.Tamże, s. 209-210
 +
 
 +
Nie miałam wyrażenia w tym trzecim słowie Pańskim: „własność moja”, przez pokazanie jakiego podobieństwa, ale tylko tak całe pokazanie w duszy, że tak jest, że jest własnością Boską, że ją Bóg na obraz i podobieństwo przez własności jej stworzył Sam w Sobie i tylko dla Siebie, ona też nie ma nic własnego, tylko Boga dla ukontentowania i dna swego, tylko Boga. Wiedziała ja to dawniej, ale to wszytko było w duszy nowym jakimsi sposobem dla przyznania jej od Pana i przywłaszczenia, i szczególnie, i tak tytułów jej dania. Miałam wtenczas pociechę wielką w duszy z tego i ukontentowanie, rozstąpić mi się chciało, dziękując za to Panu i rada bym była, żeby wszyscy za mię chwalili i dziękowali.Przyszedłszy do siebie, com kogo obaczyła, bądź którą siostrę z swoich, bądź z świeckich, kontentowałam i weseliła się z tego, że ona dusza jest krwią, okupem, własnością Boską, i miłowałam ich bardzo, acz nie tak mi to było miło w świeckich, jako w duszach sióstr moich. Pytałam każdy w sercu, kiedym która obaczyła: „Jesteś krwią, okupem, własnością Boską?” A przyznawając to każdej, delektowałem się barzo w duszy swej z duszy tej, a w świeckich duszach pojmowałam, ze to barzo zakryto w duszach ich i żałowałam ich barzo, że nie wiedziały same, co w nich i czym są. Rosło jednak we mnie każdej poszanowanie wielkie z miłością. Trwało to we mnie przez kilka dni, nie żeby nie miało nigdy już być, jeno te kilka dni, ale że aż świeżo, z zebraniem przez kilka dni mówię. Inszych czasów odnawia to Pan w duszy mojej, bądź razem wszytko, bądź jaką czystką wyraziwszy, albo krwią, albo okupem, jako Mu się podoba, a mnie co od Niego – wszytko dobrze, i jak On chce. Przy komuniej św. najczęściej mi się to trafia odnowienie łask i skutków w duszy z tymi słowy Pańskimi i za wzięciem ich, to zostało w duszy mojej: pragnienie większe miewać Go części w duszy mojej i chodzić do komuniej św. bez bojaźni żadny, jaką przed tym miewałam niegdy, albo z grzechów, albo z niegodności, i z wątpliwości o wolą Boską, jeśli taka była, żeby iść z respektu jakiego. Wszytko to we mnie uspokojone zostało, choć z grzechów była ta bojaźń, ale zaś przychodziła pomoc i racje do uspokojenia w nich. Tak tylko pragnienie zostawało, którego używałam, prosząc o. spowiednika nad zwyczajny czas, z taką jednak kondycją, żeby nie pozwalał, tylko jako sam chce i rozumie samą wolą Boską, bo inaczej nie byłabym kontenta pewnie z komuniej...Tamże, s. 210-213
 +
 
 +
 +
 
 +
'''O sposobach oświecenia'''
 +
 
 +
Chcę tu dać znać i opisać dwojaki sposób, który miewam i trafia mi się w tym, którego zda mi się jeszcze nikędy nie oznajmiła. Pierwszy to, o którym piszę, że tak będzie zebranie wszytko wewnątrz i skupienie z przytomnością Boską, jaśnie w duszy, jeno przecie nie będzie tak, jako co teraz napiszę. A to jest, że będą te skutki i sposoby wszytkie, jakom napisała, jeno jakoś coś głębiej w duszy się dzieje i z tego ta taka różność: w pierwszym, com napisała, zostaje wolność jakaś w duchu, że może dusza prosić z wolności swojej, o co chce. Zmysły, acz zostaną jakoś powiązane, ale przecie usłyszę, kiedy do mnie mówią, albo podniesę, kiedy co obaczyć trzeba, jeno to przecie jakoś z pomieszaniem, bez wolnej wolności, trzeba się przykładać, i niejako obaczewać, co mówić, co widzieć, co czynić. A w tym drugim sposobie, już tak oraz zanurzonam w Bogu, sama przez się nie prosi, jeno jakoś duch w niej prosi, nie ma nic wolności, pamięci, zmysłu, jeno jakoś zatonie w Bogu i zniknie; skutki zaś na ciele te są: strętwieć[10], gadać nie wiedząc sama co, do jedzenia niepodobieństwo, a w ten czas to, kiedy taki sposób bywa, o jakim teraz piszę, z wielą inszych przypadków, to jest z bólem wielkim serca, sieł pogubienia, czasem i do drugiego dnia nie przyjdę do siebie, bo się tak czuję właśnie, jakobym skądsi się wrócieła, a do siebie przyszła, to tak według człowieka. A dusza jako nasycona zostaje w pokoju, ze wszytkiego a we wszytkim kontenta na jednym Bogu samym, odrobiną jaką namniejszą nie trzymając niczym niczego, ani pragnąc, ani chcąc. Nie umiem inaczej wyrazić, jeno się tak zda w duszy i czuję, jakoby tylko sama przy Bogu stanęła w ogołoceniu jakimsi wielkim. Nie umiem powiedzieć, zda mi się, że to ta sama dusza tylko zna i czuje, a w onym Bogu wszytko ma i bierze, czym by tylko nasycona być mogła, a więcy nic nie chce i szkodzi, i przykro. O jakie ja wyniszczenie, Panie mój, jako Ty znasz, wołam i proszę przez Ciebie samego, bądź tu, bądź wiecznie; odpuść mój Panie, co mówię, wszytko Ty sam znasz, co w ty mizerny duszy mojej, Sam ją tylko przenikasz i jesteś dnem jej, niechże już (boś tak Sam chciał) wylano będzie wszystko, co w niej, dlatego Panie, żeby jaśnie poznali, co w niej i oświecili i naprawili, boć jako Sam znasz i wiesz, że jako Tobie pokazuję i poddaję - wszak Sam wiesz i znasz mój Panie i Dobrodzieju, żeć nie dbam i o nię, tylko żeby Tobie w niej było, jako Sam chcesz.Tamże, s. 209-210

Aktualna wersja na dzień 22:29, 16 maj 2014

Button-flaga-polski.jpg

MatkaTeresa(Marianna Ścibor-Marchocka).jpg

Marchocka Marianna - później Teresa od Jezusa (ur. 25 czerwca 1603 w Stróżach, zm. 19 kwietnia 1652) – polska zakonnica katolicka, karmelitanka bosa, Służebnica Boża, mistyczka, autorka pierwszej polskiej autobiografii napisanej przez kobietę.

Była drugim dzieckiem Pawła Marchockiego oraz Elżbiety z Modrzejewskich. Rodzina Marchockich pieczętowała się herbem Ostoja. Ojciec był wielokrotnym posłem na sejm. Miała dwoje rodzeństwa; siostra Elżbieta wstąpiła do klarysek w Starym Sączu, brat Mikołaj studiował w Akademii Krakowskiej. Mimo oporu rodziców, Marianna Marchocka wstąpiła do klasztoru karmelitanek bosych pw. św. Marcina w Krakowie 26 kwietnia 1620 roku. W zakonie przybrała imię Teresa od Jezusa na cześć św. Teresy z Avila, hiszpańskiej reformatorki zakonu. W 1637 roku została obrana przełożoną zakonu.

W 1642 roku wyjechała do Lwowa, aby założyć tam nową placówkę zakonu. Była przełożoną i mistrzynią pierwszego pokolenia lwowskich karmelitanek bosych. W 1648 roku, z powodu Powstania Chmielnickiego, karmelitanki musiały uchodzić do Krakowa, skąd następnie przeniosły się do Warszawy, gdzie 2 czerwca w uroczystym wprowadzeniu zgromadzenia do prowizorycznego klasztoru wzięli udział król Polski Jan Kazimierz oraz nuncjusz apostolski. Od 1650 roku zdrowie m. Teresy zaczęło się pogarszać, doznała częściowego paraliżu. W styczniu 1652 roku ustąpiła z urzędu przeoryszy. Zmarła 19 kwietnia 1652 roku. Jej szczątki w 1818 roku przeniesiono do Krakowa i złożono w klasztorze Sióstr Karmelitanek Bosych.

Życie Marianny Marchockiej, w tym jej doświadczenia mistyczne, przedstawia pisany barwną prozą (bliski stylu wypowiedzi ustnej) Żywot. Został spisany na polecenie spowiednika, a później kierownika duchowego, o. Ignacego od św. Jana Ewangelisty (zm. 1677). Matka Teresa zaczęła pisać go 3 maja 1647 roku. Jest to pierwsza autobiografia kobiety polskiej, a zarazem ważne dzieło literatury mistycznej polskiego baroku, porównywane już przez współczesnych z autobiograficznie ujętym Życiem św. Teresy z Avila. Pozostawiła też pisane prozą poetycką modlitewne Akty oraz korespondencję. Zapisy z epoki sugerują, że Marchocka miała dar bilokacji oraz stygmaty. Zbieranie dokumentacji historycznej do procesu beatyfikacyjnego rozpoczął św. Rafał Kalinowski. Proces beatyfikacyjny rozpoczął się 21 grudnia 2007 w Krakowie.


Teksty


O czterech rodzajach oschłości

Pierwszy sposób ten. Oschłość, suchość we wszytkim, nie mogąc nic pojąć przez pojęcie żadne, dopieroż imaginacją, w niczym afektu wzbudzić, ani wolnością żadną do pojęcia materii jakich, jeno wszytko sucho, a jeszcze z rozerwaniem w myślach, w pamięci. Co tam do niej przychodziło, i od kilku lat rzeczy jakie, a nic niepotrzebne, ani słuszne. Rozum jako szalony niespokojny biega, nie mogąc się ni na czym zabawić, albo co wziąć z pożytkiem. Od Boga nic, tylko jako zamknął, a bojaźń, opuszczenie, etc. Cierpi w ten czas dusza ciężko z tęsknością, z ckliwością widzi i zna, jako nie może z siebie nic. Morduje się, chcąc wyciskać co, jako z prasy, a nie może. Widzi wielką słabość swoję, bo w ten czas skłonność prędsza do niedoskonałości w okazjach i słabość w duchu. Kiedy tak trwa dzień, kilka, zda się, jako rok jaki czas długi. Ufatyguje i umroduje się, a kiedy jeszcze niesposobność według człowieka, przy tym słabość głowy, zapominanie, zamyśliwanie się jakieś, co to tak w przyłożeniu do czego pojęciem – będzie to tak, jakoby wszytko zniknęło oraz, że prawie nie wiem kędym, i com to poczęła myśleć. A będzie tego co wiedzieć co razy i nie wiem, czy to ja śpię, czy kędy, przez krótki to czas będzie i przez jedno Ave Maria, a zda się długo. […]Drugi sposób opuszczenia i cierpienia w duszy miewałam już nie tak z rozerwaniem, jako z wielką ciężkością, opuszczeniem i z zakryciem Boga strasznym duszy, i bardzo trapiącym, obrażaniem sprawiedliwym, oddaleniem od niej. Zagorzkło wszystko w duszy, nic nie ratując, bojaźń, nieufność. Kładę tu różność w tych nieufnościach przeciwko nadziei i Bogu, a desperacjach – czego obojga doznawałam w duszy swej. Desperacje tak mi się zdadzą, co to już prawie wszytka nadzieja ginie, że ledwo się co wola trzyma, że już do końca nie upadnie. Bo już przekonywana od czarta racjami, zaćmiona na rozumie, że nie masz inszy światłości, pojęcia, tylko strach, słuszność, jeno już ledwo opierając się co znakiem trzyma się i oświadcza, przy barzo osłabionej a zwątlonej woli. Tym sposobem w pierwszych czasach z początków cierpiewałam, jakom zda mi się wyraźnie to już napisała i z jakich okazji. O, to już prawie męka piekła, etc. Ale w tych teraźniejszych czasach, po onym wybawieniu Pańskiem, nie miewałam już tak, z takim desperowaniem, żeby to już jako zgubiona od Boga, tylko bojaźnią, by nie oddalił, umniejszeniem wiary żywy i nadziei mocny. Tam jakby już zagubieniem Boga, tu zakryciem i oddaleniem od Niego, tam bojaźń, strach z odrzucenia sprawiedliwości, tu z jakiś miłości bojaźń o naruszenie łaski i miłości. Tym to sposobem bywało już w tych czasiech bliskich, kiedy co o nieufnościach i o bojaźni wspomnę, bo są różne, i dobrze duszy, kiedy je w sobie pozna i pojmie, i dla pokoju w sumieniu. […]Trzeci rodzaj opuszczenia, który jest miły, nie tak dręczący ducha, z wolnością do Boga. Ale nie z tą wolnością, żebym mogła przez jakie tajemnice, pojęcia, etc., ale tak, jako Bóg sam postawi i trzyma duszę przy sobie; jeno, że nie ma tych zasłon, przeszkód do Boga bojaźniami, oddaleniem. Czuje Boga w duszy swojej, ale tak zakrycie, że nie może rzec i czuć, jeno, że jest opuszczona od Boga. A z drugiej strony taką pewnością Boga w sobie czuje, żeby ślubować mogła, iż jest Bóg w niej przytomnie. Nie umiałam nikomu tego wyrazić, bom z jednej strony czuła opuszczenie z lamentami, z pragnieniem Boga, a z drugi strony w onym pragnieniu, przez one lamenty, tęskności do Boga, czułam Go w sobie i znajdowała w duszy. I nie straszy mię takie opuszczenie w duszy od Boga, albo żeby w ni co złego było, jeno pragnienie wielkie Boga dręczy ducha. A to nie w duchu, ale rozumnym pojęciem bojaźni czyniło sposób niezwyczajny – dwu rzeczy przeciwnych czucia w sobie: Boga i opuszczenia. […]W czwartym sposobie będzie tak dusza, jako zawieszona do Boga. Wszytko zniknie, wszytkie pojęcia, wiadomości, środki, sposoby – jakieś nic, nic – tylko opuszczenie, a wszytko pragnienie wielkie, wola, afekt do Boga, od rzeczy wszytkich powierzchownych, stworzonych odwrócenie, że tak wszytko jako zlodowacieje w duszy i sama też wszytka pragnie jako najwięcej być oddalona i znikniona od tego. Stojej tak z wielką męką i do Boga nie mogąc. A wszytko pragnienie (i to nie skłaniając, bo wszytko obrzydzenie i nie dosyć czyni duszy), że tak się zda, żeby ją i anioł chciał cieszyć i kontentować, ani pragnie, ani chce. Czasem na modlitwie albo w odwróceniu do Boga pokazuje Pan opuszczenie swoje na krzyży, nie tak tylko pojęciem, ale wyrażeniem i uczuciem duszy. To i to nie jakim ulżeniem, ale męką wielką, i z taką ciężkością, że się zda jako konaniem, i tak w siełach[1] i we wszystkim zniknieniu, że i odetchnąć już sieły nie staje, i z ciężkością może. Kiedy w tym, co spuszcza, i przyjdzie co do siebie, tak się czuje, jako z krzyża zdjął, we wszytkich członkach, stawach, jako po jakim wyciągnięciu i rozbiciu, że bez chorób czuje się wszytka rozbolała, zmęczona.Autobiografia mistyczna m. Teresy od Jezusa karm. Bosej (Anny Marii Marchockiej) 1603-1652, Poznań 1939, s. 128-134


O trzech sposobach modlitwy

W tych trzech sposobach, jakie się traktują, daję wiadomość o sobie.Pierwszy sposób jest zwyczajniejszy i pospolitszy. Będę w oschłości, w opuszczeniu, w niepojęciu, w zaćmieniu, ale tu nie tak czuję, bo przecie może się ratować i bawić przez czytanie, z którego może pojąć i wziąć naukę, przez akty pospolite i zwyczajne. Pan Bóg też nie przyciska duszy żadną ciężkością. Sam przez się: albo bojaźni, albo odrzucenia. Postępuje w ten czas tak z Panem Bogiem, jako owo mając kto z kim umowę jaką albo znak, przez który jednym jakim znakiem porozumieją się. Tak też tu dusza nie ma tej wolności, żeby z Panem Bogiem być uchylnie i wolnie, ale jako niejakim znakiem oświadcza się z aktem, przemawianiem, wyznaniem wiarą, że przez nie wie o Nim, przy Nim trwać chce. Miewa też natchnienia, wzbudzenia, z czego pragnienie do Boga, etc., acz i tu bywa różność, odmiana. Czasem to wszytko idzie łacnie i wolnie w duszy, czasem z większym opuszczeniem, z ciężkością, że wszytko jako kować, tak z ciężkością. Czasem będzie i dzień rozerwanie, pomieszanie, niesposobność, wszytko nie w smak, wszytko się chce gniewać, choć nie masz o co. Poczyniłabym w ten sposób wiele złego i więcej jeszcze grzechów, niedoskonałości, niż czynię, bom tylko do tego sposobna i w to lecę, kiedy by osobliwe miłosierdzie Boże nie trzymało. Nie znam tak tego w ten sposób, ale kiedy mnie Pan nieco oświeci, pokazuje, jako mnie znosi i trzyma, a co to chęć i złość może moja. Modlitwa w tym sposobie taka.Biorę ja co ze mnie, materie zwykłe do modlitwy, i o Męce Pański, i insze do uważania, ale nic w tym nie sprawię. Już tak zawsze, chcąc co swoim rozumem pojąć, poznać. A to czasem w ty materii da Pan, co krótkim sposobem poznać, pokazawszy albo cnotę swoję w onym punkcie Męki swojej, albo jaką niedoskonałość, złość w duszy, albo też nieco dobroci, lub inszy jaki własności Boski uchyliwszy.2. Czasem też (a tak częściej) postawiwszy się w obecności Pański, w uspokojeniu ducha, aktami różnymi, poddawaniem na wolą Boską, prośbą, bawię się i z tego czasem wnidę w który sposób z tych niższych, sama nie wiedząc jako.3. Czasem też znidzie godzina z rozerwaniem myśli, taka oschłość, niesposobność ducha, że nie wiedzieć, kędy myśl skłonić. Gdzie się obróci, wszędy jakby odpychał. Czasem też z tego opuszczenia i bojaźni (którą zawsze czuje dusza z opuszczenia), żeby nie była oddalona od Boga, wszytek czas na modlitwie na tym zyjdzie, prosząc Pana, żebym się nie oddalała od Niego. Niech On opuszcza, jak chce i czyni co chce, bym ja tylko nie oddalała się złością swoją od Niego, i nie skłaniała do czego, co Bogiem nie jest, afektem jakim. Znam i czuję wielką potrzebę w tym miłosierdzia i pomocy Boski, żeby mnie trzymał. Żeby nie biorąc nic i nie czując nic od Boga, tylko wyniszczenie i opuszczenie – nie skłoniłam się do czego afektem i skłonnością moja, co nie jest Bogiem i do Niego nie ciągnie – tylko w gołym opuszczeniu i obnażeniu, żebym trwała. Więcy daję do zrozumienia, niż ja objaśnić umiem i mogę, i szyrzyć też pisaniem nie chcę.Wtóry sposób. Będę w nierównie większy ciemności, w opuszczeniu. I z cięższym a z większym i z bliższym pociągnieniem do Boga, tak, że czuję opuszczenie ciężkie, z ciężkością i z cierpieniem cięższym, i z ciemnością większą, tak, że nie mogę co inszego rzec, jeno żem jest w opuszczeniu ciężkim. A z drugi strony w tymże opuszczeniu tak się czuje dusza przy Bogu, że Bóg jest z nią, żeby za to i umarła. Bez pracy i starania swego, samym jakimsi pociąnieniem i trzymaniem Boskim trzyma się przy Bogu dusza lepiej, niżby sobie sama mogła życzyć i umiała potrafić.Rozerwanie jakie, jeśli w ten czas kiedy wpadnie, nie zamiesza, i nie czyni nic duszy, odtrąci się, jak o kamień. Czytanie nie każde w ten czas służy, a większy ciężkości i żadne ani akty, tak tylko ze zwyczaju i pospolite czynione. Chcieć się skłonić do jakiegoś uważania i pojęcia czego – męką by to było i mordowaniem ducha, a raczy rozerwaniem. Jednym słowem tak w ten czas zostanie na wszystko odrętwiała dusza, że ani ją co ruszyć, albo jej pomóc może, ani ona do czego się skłonić może, ani jej też to do pragnienia przydzie, żeby miała co chcieć. Nie jest tu jednak dusza w próżnowaniu, lecz nie z siebie co czyniąc, ale jako ją ruszą i co udzielą. Choć z takim opuszczeniem, cierpieniem i ciężkością, jest tu dusza w wielkim pokoju i kontentacji. I tak tu przychodzi z serca i z prawdą, jak Bóg patrzy, czynić ten akt i oświadczenie Panu, że choćby jej postawił wszystkie uciechy i wesela niebieskie bez Boga, oka, by na nie chciała podnieść. A z drugi strony, choćby ją w piekle zakrył przy sobie i trzymał tak, by i do sądu, poddaje się z wielką kontentacją[2] dusza i tym insze podobne akty etc. Jedno takie słowo przemówione do Boga, jako to samo: „Bóg, Bóg mój i wszytko”, i temu podobne, czyni duszy dosyć, i wie, co mówi. Czasem w tymże sposobie da Pan patrzyć i pojąć duszy na opuszczenie Jego na krzyżu albo w Ogrójcu, i tak przy tym trzyma się dusza etc. Ale nie z siebie to pojmuje, ani swym rozumem albo dyskursem, lecz jako i ile jej uchylą i dadzą patrzyć. W tym sposobie wątleje serce i siły wszytkie, jeden dzień taki da się czuć barzo, i tak będę potem jak z krzyża zdjęta. Taki mi się zda wtenczas, tak się czuję, jakby we mnie krew niszczała. Do wszytkiego mi zmysłów nie staje i pamięci, wszystko, co słyszę – rozmowy jakie duchowne, czytanie – nie są ci mi przykre, i owszem, dobre, ale nie dla mnie. Pomyślić o jaki pociesze albo ulżeniu od stworzenia, albo z czego stworzonego, jest rzec przykra; osobność zaś barzo mnie kontentuje i czas na modlitwie barzo krótki.Trzeci sposób. Kiedy się Pan uchyli duszy, a wie o Nim, i zna w sobie ono słońce, o którym wierzyła, że jest w ni jeno skryte – teraz się uchyli, że nie tylko wierzy, ale i widzi, że jest. I da się Pan uczuć w duszy, ale i tu różnymi sposobami. I tu nie ma nic swy wolności dusza, tylko na co się ono światło uchyli, albo jako się udzieli, albo co w ni sprawuje Bóg. Jako to będzie dusza w utrapieniu z tych ciemności i opuszczenia, i uchyli się jej Pan, umacniając ją w wierze, upewniając, że jej tak dobrze, jako jest, wiodąc do zlania i poddawania się na wolą Jego etc. Według też tego postępuje sobie z Panem dusza, poddając, przyjmując, co On chce – czasem zaś nie ucząc, nie mówiąc co, tylko tak, że się da Pan czuć duszy, że wie o Nim w sobie, a da jej, że Mu pokazuje i czuje, co to jest być bez Niego, On sam zna, jako się w ten czas dusza przed Nim wylewa i co czuje, jednak zawsze z poddaniem (żałosne to nawiedzenie). I w ten czas nigdy nie mogę pragnąć ani prosić o ulżenie jakie, albo o jaką odmianę Pana, tylko o wolę Jego. Czasem też w tymże sposobie daje Pan jakie nauki i oświcania duszy, bądź w jaki szczególny potrzebie, a czasem też w tym, w czym się ona nie spostrzeże, nie spodzieje i nie wie. Podczas też na jakie święto udzieli Pan w tymże świetle jakiego pojęcia i wiadomości ony tajemnice i Siebie w ni, z których swoich własności. Ale to pojęcie i wiadomość nie będzie taka, jaka przez wiadomość rozumem samym i dyskursem, ale krótko, bez podobieństwa, z większym skutkiem i jasnością. Tak, że po tym zostanie dusza, jakoby co obaczyła, czego nie widziała, albo co usłyszała. O czym nie wiedziała i dopiero koło tego rozum i pamięć bawi się, kiedy to minie, nie, żeby to miał uprzedzać. A z takiego pojęcia przychodzi mi to rozumienie, że te wiadomości i znajomości, co kiedy kto jeno mógł mieć od początku i może jeszcze mieć o Bogu, są względem Pana Boga, jako kiedy by kto jaki proszek z góry jaki nieporównany ujął albo jedną kroplę wody, albo piasku z morza wziął – względem tego jaki i co jest Bóg sam w sobie. Takie pojęcie i poznawanie przychodzi mi w tym jakim świetle i pojęciu o Bogu i cokolwiek tam pojmę albo poznawam, ta wiadomość jest, że to wszytko nic względem tego, co jest Bóg i w Nim. W tymże świetle udziela Bóg duszy poznania samy siebie: czasem jak jej złość niewiadoma albo ciemna, czasem jak w onym krótkim czasie obaczy się we wszytkich skłonnościach swoich, w złości, w nędzy, co jest z siebie i co może, nie tylko rozumieniem, ale jasną wiadomością i prawdą.Tamże, s. 142-146

Według trzech części i sposobów tych moich ciemności, jako pierwy daję wiadomość o sobie i zda mi się, że w takichże materiach, jeno różnymi sposobami. I wiele odmiany w sobie czuję, przez te lata teraz, jako się mogę znać i czuć - ile mogę krótko oznajmuję.Wszytkie pojęcia, dyskursy tak przez imaginacją, jako i przez rozum na modlitwie zginęły we mnie, że nie mam nic wolności do rozmyślania, do rozwiedzienia[3], w czym przez rozum, ani pojęcia jakiego sama przez się. I pragnienie jakie mieć to i zażywać nie czuję w sobie, ani trapię o to. A to sposób mój taki na modlitwie i zawsze o duszy.Pierwszy. Nie mogąc nic, ani w pierwszym pomyśleniu skłonić do czego pojęciem i rozmyślaniem (bo co z strony mojej chcę zawsze tym pospolitym sposobem iść, biorąc punkta i materią jak do modlitwy), to tak jeno się postawię aktem wiary przy Bogu, a poddaniem wolej Jego w pokoju. Sama też ani dbając, ani się nawodząc[4] do jakiego pojęcia (boby to tylko fatygowanie a przeszkoda pokojowi była), tak tylko postawiwszy się przy Bogu, bez żadnej imaginacji jakiej obecności Boski i owszem w jakimsi opuszczeniu zejdzie mi modlitwa przez akry kontentacjej swego zniszczenia, woli Boski w tym, niegodności mieć i brać co od Pana. Ale i te akty nie zawsze jednakie albo ze zwyczaju, albo jakim częstym odmawianiem, ale tak, jako i co Pan w duszy użycza bez żadny jakiej prace w tym swojej. Zejdzie mi tak modlitwa z zebraniem jakimsi wnętrznym i po niej. Czasem też i tego nie będzie, tylko jakieś jeszcze większe zniszczenie, z opuszczniem ciężkim, z bojaźnią wielką, z tego opuszczenia ciężkością większą i w duszy i serca, z rozerwaniem w myślach. To tak tylko Panu się oddawać w ten czas, jakąm jest i woli Jego, a prośbą jakimkolwiek sposobem i ciężkością, żeby mnie przy sobie tylko trzymał. I dzień taki jakiś ciężki, marny, rozerwany. Czasem też czuję, że mi do tego i niesposobność[5] jaka według człowieka pomaga, albo głowa, albo słabość jaka nadzwyczajna, etc.Wtórym sposobem, że mogę się przywiązać do pojęcia jakiego albo przykładu w czyn Chrystusa Pana, albo słów, których Jego pojęcia dobroci, mądrości Jego w porządzeniach jakich. I to samo pojęcie, poznanie, będzie barzo krótkie, jeno tak, jakoby co oraz zaraz obaczył. A materią z tego dusza ma już się przy Bogu bawić i trzymać, a jaki pożytek i naukę do czego brać. Ale i to różnym sposobem od pierwszych; albo jaki pociechy i smaku w tym, wolności już jaki w duchu, etc. jako pierwy bywało, teraz nic. Bez żadnego jakiego czułego sposobu, tylko, że przyjmuje dusza do swego pożytku i z równością jednaką, tak, że jest, jako i że zaś nie będzie. A bez żadnego pragnienia, ukontentowania, chwytania się tego, tylko jaką, kiedy, co Bóg chce, etc. W uważaniu i pojęciu Męki Pański (a największy i najwięcy mogę w Ogrójcu a na krzyżu Pana), i to tylko tak przyłożeniem się jakimsi do onej ciężkości w Ogrójcu, abo opuszczeniem Pańskim i zniszczeniem na krzyżu z ciężkością i opuszczeniem, i ciemnością moją przykładem Jego; na to poddając, przyjmując z kontentacją, prosząc o co przez to etc. A czasem mam to, że nie tak jakim pojęciem, ale jakimsi uczuciem i wyrażeniem w duszy swojej onej ciężkości abo opuszczenia Chrystusa Pana. Większe jakieś i głębsze zebranie duszy w tym będzie, a z wielką męką na duszy i według sieł przyrodzonych człowieka, serce barzo zmęczone i wszytka, jakoby mię z krzyża zdjął. Póki trwam na modlitwie, nie mam z tej męki ani od serca żadnej przeszkody, ani pojmowania o tym, co się ze mną dzieje, tylko tak jakieś ponurzenie[6] w onej męce i ciężkości i swojej, którą w ten czas na duszy mam, i z tej większy bez porównania, która mi się daje czuć i wyrażać. Kiedy w tym przyjdę do siebie i obaczę się, znajdę się w takiej ciężkości, że mi jakoś tchu do oddychania nie staje, a serce barzo zbolałe i zmęczone, zmysły powiązane, że mi się trzeba namyślać, co mówią, co się dzieje, co trzeba czynić. Każdy też we mnie musi postrzec, że się ze mną coś dzieje, zmienienia jakieś we mnie widzą, jako jakiego trupa. Tak mi się zda, z kilka dni raz po raz, żeby dosyć duszy wyniść.Trzecim tym sposobem nie często bywa, co to jakąś rzetelnością i przytomnością Boga w duszy, duszy wiadomą i czułą. Zda mi się, że o tym albo czym podobnym dawałam wiadomość. A to ta odmiana w tym, że zda mi się jakimsi ściślejszym sposobem z Panem Bogiem tego dusza zażywa, a nie takimi jakimiś czułymi do radości, pociechy sposobami, tylko tak, w samy jakiś skuteczny prawdzie, a w kontentacjej. I nie będzie tego, jakoby to na jakąś wolność wypuszczenia albo „już nie wróci ono zaćmienie”. Nie będzie nic takiego, ani w uczuciu, ani w pamięci, na wszytko się równo Panu podaje, ani na to bynajmniej uskarża albo boleje. I nie masz nic, co by tam z siebie dusza czynić albo wnosić miała, tylko co Pan uczy, oświeca, albo w czym uspokaja. A co zaś z siebie dusza przy tym może, raczy nie z siebie, ale co jej wleją i udzielą, czyni.W tych wszystkich sposobach nie mam ja żadnej wolności zażyć czego albo być, według którego jakobym kiedy chciała, tylko jako mnie Pan postawi i użyczy, jako żyć. I moje przygotowanie do modlitwy – tylko tak iść wiarą przy Bogu, a poddaniem na wolę Jego, bo i pomyślić o czym trudno. Rada bym ja jako nadostateczniej dała do zrozumienia, jako jest wielkie zniszczenie w duszy mojej. Ani u mnie święta, ani tajemnice jakie, wszytko u mnie równo, a odejście i z większym zniszczeniem, opuszczeniem pod ten czas.Mogłabym ci ja na to wszytko mieć dość nauk, które już mam błogosławionego ojca naszego Jana od Krzyża i mam wiele uczenia i dość pomocy. I to mnie ratowało, że teraz bez onych burz, niepokojów, lamentów jakich, w duszy wydzierania znoszę to, i owszem z kontentacją, i sama pragnieniem wielkim, i prośbą do Pana przy wolej Jego o jako najwieksze wyniszczenie i cierpienie. A to przecie obejmuje mię czasem bojaźń wielka z tego opuszczenia, a jeszcze kiedy tak jakoś z bojaźnią wielką opuszczenie i z niesposobnością w duchu, że to ja już przeszkodziła w sobie wszytkiej łasce Bożej, i że to się we mnie wszytko dzieje za karania, za winę, i że ja raczy Pana przymuszam grzechami, niegodnością moją, że tak raczej musi czynić na karanie moje, nie mogąc dla mojej niegodności, choćby z duszą moją przed tym, nie w takim zniszczeniu, i ten pokój, który teraz w sobie we wszytkim więcy czuję i mam, że to jest raczy jakaś oziębłość już i z ni niedbanie, nieczucie. Toteż zaś i z tego patrząc w insze dusze, jako żadnej tak Pan nie prowadzi, jaką w nich wolność do Boga i insze tym podobne racje się stawią, a z wielką bojaźnią, udręczeniem obejmą, i że to jest coś skrytego, złego w duszy mojej, więcy nad to, co ja muszę znać. Utrapi mnie to wszytko barziej, bez żadnej jaki pomocy, ani myśli, ani pamięci, skąd bym ja wziąć i mieć mogła, póki mnie tak Pan chce trzymać, a z wielkim zaćmieniem w duszy. A to tylko oddaję się Panu, choćby i karaniem i ze złem moim, byle jeno Pan spełnił jako Pan wolę swoją ze mną. Na te dwa punkta osobliwie o naukę i radę proszę.Z drugiej zaś strony miewam wielkie uspokojenie w tym. Samo to moje zniszczenie i obnażenie kontentuje mię dla Boga i krzyż Jego. A samo imię smaków, pociech jest mi jakoś przykre. I tak mi przychodzi zaś przeciwnie w duszy, że raczy wielem Bogu powinna za to wszytko prowadzenie Jego tą drogą ciemną i cierpienia, i jako mi w tym wielkie miłosierdzie czyni.Co teraz i jako się w duszy mojej czuję z tych skutków? Pierwszy, że mi dał Pan jakąś wolność ducha, nie pragnąc, nie wiążąc się do niczego, ani obierania sobie; jako mnie Pan postawi, trzyma w duchu, by jeno się przy Bogu trzymać – to pokój i kontentacja. Drugi, że się tak czuję względem wolej Boski i zlania na nię, że nie mogę ani nic pragnąć, ani prosić, ani obierać, jeno jednej wolej Jego Boski. Czy piekło, czy niebo, czy przez jakie środki, sposobami dzieje się co ze mną, i może być, by tylko przy Bogu. Ani pragnę, ani co sobie czuję, tylko o jedną wolą Boską, i proszę i kontentuję: nie tylko wolą kontentować, ale i wszytkim pokojem i nic w sobie niechceniem. Trzeci, że mi jest wszytko stworzenie i wszyscy równi, jednostajną równą tylko w Bogu miłością – choćbym znała, że mi kto mógłby i piekła życzyć, i co najgorzej a naostrzej postępować, ani ci mieć, ani uchodzić etc. Także też z drugiej strony, widząc kogo skłonnością jakiego afektu dobrego miłości, ani tym cieszę się, ani dbam, ani czuję odmiany umknienia takich. I we wszytkim nie wiem, czy to jaka zakamiałość moja, że się tak nieczułą i niedbającą czuję. A to dwoje mię we wszytkim uspokaja: 1. że mi Pan dał pojąć, a jakoś rzetelnie obaczyć, jako w Panu Bogu jest zamknione wszytko, jako kiedy by kto co w rękach swoich zawartego trzymał, i nie wyńdzie nic, tylko kiedy on ręki uchyli i jako chce; 2. a druga: wola Boska, że ta najlepsza. I z tego, a dlatego najpierwszy mój środek do Boga samego, a potem kontentacja, co On czyni. Te i tym podobne rzeczy to mnie zaś uspokoją, dając w nich poznawać miłosierdzie Boskie nad sobą, a że mi to Pan daje przez to takie prowadzenie niszczeniem i ciemnością. Tamże, s. 188-190


Dręczące pragnienie Boga

Miewałam częste ciągnienia i pragnienia do Boga, i nic mię nie kontentuje, co nie jest Bóg. I takie pragnienie, kiedy by kędy w mękach zakryć się, by tylko wolną być od wszystkiego, a tylko z samym Panem Bogiem, bardzo by bliżej tego. I dlatego w ten czas są mi trudne te powierzchowne zabawy. Nie żebym miała pragnąć uchodzić ich nad wolą Bożą, ale same zmysły tępieją i trudne są do skłonienia do nich. Dawno w tym mam jednę wątpliwość i pragnę na nię nauki, co to jest (nie od jednego ojca, a od dawnych czasów słyszałam to rozumienie i zdanie), że w tych moich wnętrznych utrapieniach, oschłościach, opuszczeniach etc. między inszymi rozumieją to za lekarstwo i ulżenie, rozrywać się i obracać do tych spraw powierzchownych. Boję się w tym jakiej pokusy, bo przeciwną rzec czuję. Gdyż w ten czas, kiedym jest w takim zawieszeniu i zaćmieniu od Pana, w trzymaniu przy Nim, morduję barzo ducha i naturę do aplikowania się i przykładania do rzeczy powierzchownych i spraw. Nie żebym miała mieć jaką trudność albo przykrość na woli, chcieć się z nich wyłemować[7](sic!) i mieć to czym niedoskonałym (bo dla samego aktu woli Boski i usługi w nich mam równą kontentacją, gdzie mię obróci posłuszeństwo z samy szczyry woli Boży) – ale duch i umysł od owego się odrywając, a tu chcąc, morduje się. I nie tylko mnie rozrywają, i mam co ulżenia, ale same mi okazują więcy to czuć, co czuję od Pana. Czasem idą mi z takim pokojem, i tak ich odprawuję, iż się tak czuję i znajduję na modlitwie, jako i w nich, i że mam okazją z nich do Boga i do aktu.Sposób światła i ulżenia, który w nim był, jest różny od inszych czasów, i odmiennym sposobem. Pierwsza różność, że pierwszych czasów (choć już i tych, kiedy mi Pan smaki i pociechy odjął, które w tych światłach bywały) ducha nasycenie i jakieś ukontentowanie bywało z uchylenia i z użycia Pana. Z tego wesołość w duchu i w naturze, choć czując i wiedząc, że zaś znowu przydzie zostać i nawrócić do ciemności, do opuszczenia, i na to się podając. Przecie duch nie był bez jakiegoś ukontentowania i pocieszenia. A to pochodziło według sposobu uchylenia się Pana i postępowania z duszą, że jej albo łaskę pokazał, że nie jest od niej oddalona i upewnił o niej albo, że dobrze jej tak, co się z nią dzieje, etc. i tym co podobnego. Bo zda mi się, żem to w pierwszym pisaniu opisała.Teraz wszystko to ustało i nie masz nic z tego, tylko takie moje światło, moje uchylenie Boga. Uznaje i uzna w sobie dusza Boga. A ona też przed Nim obnażona ze wszystkim, co w ni jest i jaka jest, stawi się i patrzy w się przed Panem – we wnętrznościach swoich ponurzona, jako w przepaści boleści swojej, nędze, i złego, i zakrycia tak twardego i oddalenia Boga. Nie masz nic, tylko opływa przed Panem w przepaści boleści i łzach, jako On zna, i Sam tylko znać może. A kto uczuciem samym dozna, jaką przepaść wyniszczenia, opuszczenia i boleści pokazuje Mu i uczuwa dusza? Nie piórem to wyrazić, bo też i łzy nie dadzą pisać. Kto uczuje, ten tylko pojmie, co jest ulżeniem i jakby złożeniem ciężaru z siebie jakiego duszy. To jest, że wszytką wolnością oddaje się Panu na wolę Jego, i wszytką uczutą kontentacją, i wszytkim, całym sposobem, nic a nic Panu nie wymując, ani rozumiejąc co lepszym albo co pożyteczniej, ani chcąc sobie dobrego, ani bojaźnią złego, ani pragnieniem nieba, ani bojaźnią piekła, ani jakim chceniem, rozumieniem, pojmowaniem czego, ale cale wszytką wolnością wolej Boski, co On chce, rozumie, i Jemu dobrze – tego jednego pragnąć i prosząc, żeby ani na pożytek, ani na dobro moje patrzył, ale co Jemu dobrze, i co On chce, uczynił. Wielka to jakaś wolność i ulżenie w duszy, że nie czuje nic a nic w sobie, czego by pragnąć, czego by chcieć, co by rozumieć i czego się bać, tylko Bóg chce, to chcieć, żeby się wypełniła wola Boska, dla tego samego. I to czuję, nad co może więcy, takie zakrycie i opuszczenie od Boga i na to podaję się, nie chcąc najmniejszego ulżenia, odmiany, tylko co Bóg chce i Jemu dobrze.Tamże, s. 162-164


Widzenie Chrystusa

Trafieło się przy święcie Józefa św., komunikowałam w piątek według zwyczaju. Czułam się w ten dzień z zebraniem osobliwym w duszy, z przytomnością obecności Boski. Miała taż różne potrzeby do pilnowania się prośbami do Pana, czasu nie miała, ilem pragnęła na modlitwy, bo królowa Jejmość była u nas na nabożeństwie w klasztorze, nie miałam dostatecznego czasu, tylko w dorywki[8]. Po komuniej nie zaraz w dziękczynieniu we mszą, rzekł mi Pan te słowa rzetelne w duchu: „Krwi moja, okupie mój, własności moja”. W tym pierwszym słowie, kiedy rzekł „Krwi moja”, pomyślałam jako to, co jest, co mnie Pan nazwał krwią swoją? Odpowiedział zaraz: „Abom jej mało dla ciebie wylał? Czy nie wszytkę? Aza nie do krople obficie dla ciebie samej?” A w tych słowach wyrażało się, jako ją z boku i z wodą wylał, wyrażało się i owe słowa: „Obmyli szaty we krwi Barankowej”. Rozkładam coś i siła piszę, a tam wszystko było w jednym momencie, w taki krótkości, jako okiem mgnął, i w ten czas, kiedy mówieł: „Okupie mój”, ukazał mi się pełen ran swoich, iże mnie niemi odkupieł; nie wiem, jako to długi czas mógł być, był z wielką, czułą obecnością Boską, z odejściem od zmysłów. Jako ja zlękniona, obróciłam się patrzyć, co się dzieje, jeśli mnie kto nie słyszy; obaczyłam się, że panna jedna królowej jejmości blisko mnie klęczała, i wpadło mi na myśl, żebym czyniła co, co bym się obaczyła, czyniłam, com mogła, szczypałam, biełam się[9], i tak jakoby ze snu przychodziłam do siebie. Bałam się myślić o tym, sprzeciwiałam się, co ze mnie było, obaczywszy się między świeckimi, a mnie coraz wszytko porywało w się i wciągało ducha do onych słów obecności Boskiej wyraźny. Tak w uwijaniu onym musiałam być cały dzień, przecie we mnie wszytko zostawało w żywej pojęty pamięci; z wielką kontencją i pociechą w duszy przeszedł mi on dzień. Nazajutrz też obecność Boża we mnie trwała z zebraniem we mnie, a przy komuniej więcy odnowiona, bom tak szła wrzucić się chcąc w Krew Chrystusową, w zasługi Jego i w własność, przy tym oddawałam Mu się przez śluby zakonne; przez ślub posłuszeństwa wolą swoją, w ślubie ubóstwa afekty i w nich ogołocenie, we wszytkim obnażenie, ubóstwo ducha - w krew Chrystusową topiełam wszytkie grzechy moje i złości. Krótko piszę w jednym słowie, ale było z rozszerzeniem afektu, i z przytomną obecnością Boską, ze wszytkim zebraniem i skupieniem siebie.Tamże, s. 209-210

Nie miałam wyrażenia w tym trzecim słowie Pańskim: „własność moja”, przez pokazanie jakiego podobieństwa, ale tylko tak całe pokazanie w duszy, że tak jest, że jest własnością Boską, że ją Bóg na obraz i podobieństwo przez własności jej stworzył Sam w Sobie i tylko dla Siebie, ona też nie ma nic własnego, tylko Boga dla ukontentowania i dna swego, tylko Boga. Wiedziała ja to dawniej, ale to wszytko było w duszy nowym jakimsi sposobem dla przyznania jej od Pana i przywłaszczenia, i szczególnie, i tak tytułów jej dania. Miałam wtenczas pociechę wielką w duszy z tego i ukontentowanie, rozstąpić mi się chciało, dziękując za to Panu i rada bym była, żeby wszyscy za mię chwalili i dziękowali.Przyszedłszy do siebie, com kogo obaczyła, bądź którą siostrę z swoich, bądź z świeckich, kontentowałam i weseliła się z tego, że ona dusza jest krwią, okupem, własnością Boską, i miłowałam ich bardzo, acz nie tak mi to było miło w świeckich, jako w duszach sióstr moich. Pytałam każdy w sercu, kiedym która obaczyła: „Jesteś krwią, okupem, własnością Boską?” A przyznawając to każdej, delektowałem się barzo w duszy swej z duszy tej, a w świeckich duszach pojmowałam, ze to barzo zakryto w duszach ich i żałowałam ich barzo, że nie wiedziały same, co w nich i czym są. Rosło jednak we mnie każdej poszanowanie wielkie z miłością. Trwało to we mnie przez kilka dni, nie żeby nie miało nigdy już być, jeno te kilka dni, ale że aż świeżo, z zebraniem przez kilka dni mówię. Inszych czasów odnawia to Pan w duszy mojej, bądź razem wszytko, bądź jaką czystką wyraziwszy, albo krwią, albo okupem, jako Mu się podoba, a mnie co od Niego – wszytko dobrze, i jak On chce. Przy komuniej św. najczęściej mi się to trafia odnowienie łask i skutków w duszy z tymi słowy Pańskimi i za wzięciem ich, to zostało w duszy mojej: pragnienie większe miewać Go części w duszy mojej i chodzić do komuniej św. bez bojaźni żadny, jaką przed tym miewałam niegdy, albo z grzechów, albo z niegodności, i z wątpliwości o wolą Boską, jeśli taka była, żeby iść z respektu jakiego. Wszytko to we mnie uspokojone zostało, choć z grzechów była ta bojaźń, ale zaś przychodziła pomoc i racje do uspokojenia w nich. Tak tylko pragnienie zostawało, którego używałam, prosząc o. spowiednika nad zwyczajny czas, z taką jednak kondycją, żeby nie pozwalał, tylko jako sam chce i rozumie samą wolą Boską, bo inaczej nie byłabym kontenta pewnie z komuniej...Tamże, s. 210-213


O sposobach oświecenia

Chcę tu dać znać i opisać dwojaki sposób, który miewam i trafia mi się w tym, którego zda mi się jeszcze nikędy nie oznajmiła. Pierwszy to, o którym piszę, że tak będzie zebranie wszytko wewnątrz i skupienie z przytomnością Boską, jaśnie w duszy, jeno przecie nie będzie tak, jako co teraz napiszę. A to jest, że będą te skutki i sposoby wszytkie, jakom napisała, jeno jakoś coś głębiej w duszy się dzieje i z tego ta taka różność: w pierwszym, com napisała, zostaje wolność jakaś w duchu, że może dusza prosić z wolności swojej, o co chce. Zmysły, acz zostaną jakoś powiązane, ale przecie usłyszę, kiedy do mnie mówią, albo podniesę, kiedy co obaczyć trzeba, jeno to przecie jakoś z pomieszaniem, bez wolnej wolności, trzeba się przykładać, i niejako obaczewać, co mówić, co widzieć, co czynić. A w tym drugim sposobie, już tak oraz zanurzonam w Bogu, sama przez się nie prosi, jeno jakoś duch w niej prosi, nie ma nic wolności, pamięci, zmysłu, jeno jakoś zatonie w Bogu i zniknie; skutki zaś na ciele te są: strętwieć[10], gadać nie wiedząc sama co, do jedzenia niepodobieństwo, a w ten czas to, kiedy taki sposób bywa, o jakim teraz piszę, z wielą inszych przypadków, to jest z bólem wielkim serca, sieł pogubienia, czasem i do drugiego dnia nie przyjdę do siebie, bo się tak czuję właśnie, jakobym skądsi się wrócieła, a do siebie przyszła, to tak według człowieka. A dusza jako nasycona zostaje w pokoju, ze wszytkiego a we wszytkim kontenta na jednym Bogu samym, odrobiną jaką namniejszą nie trzymając niczym niczego, ani pragnąc, ani chcąc. Nie umiem inaczej wyrazić, jeno się tak zda w duszy i czuję, jakoby tylko sama przy Bogu stanęła w ogołoceniu jakimsi wielkim. Nie umiem powiedzieć, zda mi się, że to ta sama dusza tylko zna i czuje, a w onym Bogu wszytko ma i bierze, czym by tylko nasycona być mogła, a więcy nic nie chce i szkodzi, i przykro. O jakie ja wyniszczenie, Panie mój, jako Ty znasz, wołam i proszę przez Ciebie samego, bądź tu, bądź wiecznie; odpuść mój Panie, co mówię, wszytko Ty sam znasz, co w ty mizerny duszy mojej, Sam ją tylko przenikasz i jesteś dnem jej, niechże już (boś tak Sam chciał) wylano będzie wszystko, co w niej, dlatego Panie, żeby jaśnie poznali, co w niej i oświecili i naprawili, boć jako Sam znasz i wiesz, że jako Tobie pokazuję i poddaję - wszak Sam wiesz i znasz mój Panie i Dobrodzieju, żeć nie dbam i o nię, tylko żeby Tobie w niej było, jako Sam chcesz.Tamże, s. 209-210